Rozdział, w którym Vegeta i Bra rozpoczynają przedstawienie, a Trunks na imprezie popisuje się przed grupą. Trunks lepiej poznaje Nanę, a Vegeta i Bulma postanawiają się pogodzić. Za to Bra uznaje, że jej ojciec jest bardzo zdolny. Na odległej planecie pewna wiedźma planuje klątwę... (+18)
_________
Vegeta
wleciał razem z Brą do domu, ostrożnie lądując na środku jej pokoju. Zdjął
córkę z ramion i otworzył karton z napisem „Sztuczna krew, a jak prawdziwa!”,
rozlewając sporo na niebieski dywan. Bra patrzyła na to zafascynowana, jakby
brała udział w nowym filmie.
–
Jeszcze tutaj – poleciła szeptem, z przejęciem pokazując palcami ścianę.
Saiyanin nie mógł powstrzymać uśmiechu na myśl o tym, że dziewczynka sama
decyduje, gdzie powinna być krew. Pokropił obficie podłogę i ścianę przy wyrwie,
a następnie rozerwał opakowanie, kucając przy córce.
–
Pamiętasz, co masz robić? – zapytał półgłosem.
Pokiwała
poważnie głową, wyciągając swoje drobne rączki w kierunku czerwonej substancji.
Zrobiła ślady na koszulce i ramionach.
– Wystarczy. – Vegeta jednym szybkim
ruchem cisnął karton w odległy koniec pokoju za łóżko Bry. Bulma zapewne
odnajdzie to po pewnym czasie i ponownie wpadnie w złość. Czuł satysfakcję z
powodu spławienia Kakarotto.
–
Tatusiu, jak wyglądam? – Umazana krwią Bra przypominała zmaltretowane dziecko.
Nie pasował tylko promienny uśmiech.
–
Całkiem nieźle. Pamiętaj, żeby się nie ruszać ani nie gadać, kiedy przyjdzie
Bulma. To ważne, rozumiesz?
–
Jasne, kapitanie! – Bra uniosła w górę jedną rękę.
Podeszli
do skraju przepaści przy końcu pokoju. Energicznym ruchem Saiyanin wywołał
mocny podmuch powietrza, przewracający szafkę. Czuł KI żony zbliżające się do
nich w niesamowitym tempie. Chwycił Brę za tył koszulki.
– Pamiętaj, co obiecałaś – mruknął,
a w następnej chwili drzwi zostały otwarte.
***
Trunks
wrócił na imprezę i od razu otoczył go tłum podekscytowanych znajomych.
–
Ty na serio latałeś?
–
Jak to możliwe?
–
To jakiś nowy wynalazek CC?
Chłopak
uśmiechnął się i uniósł nieznacznie w górę. Spowodowało to kolejne piski niedowierzania.
Niektórzy zaczęli bić brawo.
–
Po prostu to umiem – oznajmił wszystkim, którzy przybyli do ogrodu. Prawie nikt
nie został w domu, każdy chciał na własne oczy zobaczyć lewitującego kolegę.
–
Normalnie jak Videl...
–
Czyli nagrania z turnieju nie były oszustwem?! – To Deric poszedł bliżej,
trzymając w ręku otwarte piwo. Wyglądał na zaskoczonego.
–
Jasne, że nie. – Trunks wylądował z wielkim uśmiechem. – Jestem w końcu
mistrzem, nie?
–
I twoje pokonanie Mr Satana też nie zostało przez niego zaplanowane, co? –
Kortez przecisnął się przez liczną grupę, podchodząc bliżej przyjaciela.
–
Miał farta, że byłem delikatny – powiedział zarozumiale Trunks i obaj parsknęli
śmiechem. Dookoła rozbrzmiały rozmowy, większość zaspokoiła ciekawość, wracając
do przerwanych zajęć. Na stolikach ponownie zagościły karty, stuknęły szklanki
wzniesione do toastu. – Gdybym bardziej…
Głośne
piski zachwytu zagłuszyły dalszą część wypowiedzi. Tłumek rozemocjonowanych
dziewczyn otaczał Riko Kazuye, która trzymała w rękach telefon.
Trunks
podszedł bliżej, a koledzy podążyli za jego przykładem.
–
Ależ słodziak! – Misa zachichotała, rzucając chłopakowi zalotne spojrzenie spod
długich rzęs. – Jak cukierek.
–
Uroczy!
–
Cudowny!
–
Musisz mi przesłać!
–
Co jest grane? – zapytał Trunks, chociaż podejrzewał, jaką odpowiedź otrzyma.
–
Zdjęcia z mistrzostw młodzików. – Riko już trzymała w ręku telefon, aby
przesłać konkretną fotografię za pomocą Facelooka. – Wyglądasz super, naprawdę.
Nawet jako dziecko byłeś najsilniejszy, nie?
–
To chyba oczywiste. – Do Trunksa podeszła Nana, mierząc Riko nieprzychylnym
wzrokiem. – Wiesz, pomyślałam o czymś – zwróciła się wprost do chłopaka,
zaczynając szeptać mu coś na ucho.
–
Panowie, wybaczcie. – Trunks posłał kolegom uśmiech, obejmując Nanę ramieniem
i odchodząc.
***
–
Możesz ją sobie wziąć.
Bulma
tylko na to czekała. Jednym skokiem znalazła się przy nich, biorąc Brę w
ramiona. Nagle krzyknęła, widząc coś, co ją całkowicie zaskoczyło.
Dziewczynka
otworzyła oczy i roześmiała głośno.
–
Kochanie… Bra… – Bulma zaczęła sprawdzać, jak poważne są rany na ciele, z
zaskoczeniem uświadamiając sobie, że żadnych ran nie ma. – Nic ci nie jest?
–
Nieee. To było przedstawienie, mamo!
–
Jakie prze… Co… Vegeta, ty sku… – Całą siłą woli powstrzymała się przed
przeklinaniem. – Kochanie! – Z ulgą przycisnęła Brę do serca. Cały stres i lęk
opadły. – Co ten psychopata wymyślił?! Już nigdy… Już więcej nie będziesz
musiała spędzać czasu z tym dupkiem! – zakończyła trochę zbyt emocjonalnie,
lecz wściekłość na Vegetę przysłoniła wszelkie zasady. – A ty… – Podeszła do
niego, mając zamiar wykrzyczeć, co o nim myślała.
–
Ale ja lubię wycieczki z tatusiem! – zaprotestowała gwałtownie Bra. – Jestem
wojowniką! – dodała z dumą, unosząc wysoko głowę. – Prawda, tatusiu? – Zwinnie
przeskoczyła pół metra, stając przed ojcem.
–
Heh. – Vegeta zmierzwił niebieską czuprynę, nie zwracając uwagi na zaschniętą
krew pokrywającą włosy. Posłał Bulmie triumfujący uśmiech. Patrzyła na to
wszystko z niedowierzaniem, mając wrażenie, że śni. Czyżby właśnie obudziła się
z koszmaru?
Może
tak miało być. W nieprzewidywalny i niebezpieczny sposób los doprowadził do
zacieśnienia więzi między ojcem a córką. Nie chciała tego niszczyć kolejną
awanturą. Czuła tylko zmęczenie i ulgę, kiedy negatywne emocje opadły.
–
Robiłam wszystko, żeby Bra cię pokochała… A ty przekonałeś ją do siebie w
najbardziej krwawy i psychiczny sposób, jaki tylko można wymyślić, wiesz?
–
Nie prowokuj mnie, Bulma. – Vegeta posłał jej groźne spojrzenie. – Nie wiesz do
czego naprawdę jestem zdolny.
–
Tatuś jest bardzo zdolny! – podsumowała Bra. – Sam wymyślił przestawienie! Ale
ja też pomagałam i ozdabiałam pokój. Ładnie, mamusiu?
Bulma
spojrzała na nich i nagle roześmiała się głośno, dając upust emocjom. Zawarła w
tym śmiechu wszystko, co ciążyło jej na duszy. Odreagowywała na swój własny
sposób, zgięta w pół i przytrzymująca brzuch, który bolał w ten specyficzny
sposób, jak przy łaskotaniu.
–
Co to? – zapytała lekko zdezorientowana Bra.
–
Twoja matka zwariowała... Nie pierwszy raz.
Bulma
odetchnęła i spojrzała na swoją rodzinę. Obawy co do męża krzywdzącego Brę,
wydawały się teraz absurdalne. Czy naprawdę tak myślała? Musiał zamroczyć ją
lęk o córeczkę, w końcu była taka malutka i bezbronna…
***
Goku
powoli usiadł, rozmasowując obolały kark.
–
Oj… ałć… Ależ ten Vegeta ma mocny cios. Znowu dałem się nabrać… No nic, muszę
wracać do domu, Chi-Chi pewnie czeka z kolacją. Bra jest bezpieczna, wszyscy są
w jednym pokoju… Następnym razem lepiej nie stawać pomiędzy Bulmą a Vegetą.
***
Trunks
i Nana zmierzali w stronę odosobnionego miejsca w ogrodzie, bo dziewczyna
bardzo chciała wzlecieć w powietrze. Briefs został główną atrakcją imprezy. Po
akcji ze sztuczną krwią i tajemniczym osobnikiem, wielu znajomych rozmawiało o
tym, jak unosił się w powietrzu. Zachwyceni obserwowali podniebne wyczyny
chłopaka, chociaż niektórzy uważali że przesadzili z alkoholem i to tylko
pijackie przywidzenia. Dlatego tworzyli filmiki, szukali archiwalnych zdjęć z
turnieju, a w związku z tym, co kilka minut padało imię zwycięzcy.
Trunks
szybował z Naną na niewielkiej wysokości. Mocno obejmowała jego szyję,
przylegając całym ciałem. W dole grupka dziewczyn zaczęła do nich machać.
–
Też tak chcę!
–
I ja!
–
Trunks! Zabierzesz mnie też?
Dziewczyny
zauważyły, że zamierzają wylądować, więc podążyły w ich kierunku.
–
Co za natręctwo. – Nana mocniej przytuliła się do Trunksa.
–
Spoko, mam pomysł – wyszeptał jej do ucha, lecąc w stronę otwartego okna na
najwyższym piętrze. Ostrożnie odstawił Nanę na parapet. Zręcznie zeskoczyła na
panele. Dołączył do niej, rozglądając się po pokoju, do którego zaglądała
srebrzysta smuga. Do pełni księżyca pozostało kilka dni.
–
To chyba sypialnia rodziców Maxa.
Łóżko
lewitowało kilka centymetrów nad podłogą, otoczone substancją przypominającą
szkło. W rzeczywistości była to przezroczysta pokrywa z falami energii do
wykorzystania przy masażu. Ogromny telewizor zajmował prawie całą ścianę, a na
pięciu półkach poustawianych w równych odstępach, stały duże głośniki. Ściany
pokrywały lustra, tworząc atmosferę rodem z domu strachów.
–
Trochę dziwnie, nie? – Nana poprawiła włosy z niepewną miną.
–
Nikt normalny nie wciska luster do sypialni. – Trunks objął ją w pasie. – To
pewnie ich fetysz… Chodź do łazienki. – Pomyślał, że nie tylko on ma
dziwacznych rodziców, ale zachował tę informację dla siebie.
Kiedy
otworzyli drzwi, powitało ich przestronne pomieszczenie niczym z ekskluzywnego
hotelu. Obok jacuzzi stała szafka wypełniona alkoholami. Wódka ryżowa, tequila,
rum, whisky.
–
Co powiesz na podwójne bąbelki? – Trunks wyjął upatrzoną butelkę, stawiając na
stoliku. Znalazł nawet kieliszki.
– Szampan zmieszany z wódką to średnie połączenie... ale pomyślę o tym jutro.
–
Ja też! – Chłopak włączył jacuzzi, które po chwili napełniło się po brzegi
buzującą wodą. Zaczął rozpinać koszulkę.
–
A co ze strojem kąpielowym? – Nana ściągnęła sukienkę i rozpuściła włosy.
Opadły na dekolt, zasłaniając czarny stanik.
–
Niepotrzebny. – Trunks posłał jej szeroki uśmiech. Nie zdjął jedynie bokserek,
wskakując do jacuzzi, gdzie otworzył szampana. Obserwował jak Nana pochyla się,
ściągając rajstopy. Miała dość jasną skórę na nogach.
–
Ciepła ta woda?
–
Gorąca. – Trunks przełknął ślinę, widząc dziewczynę w samej bieliźnie. Koronkowe
majtki nasiąknęły wodą, włosy pod wpływem prądów z jacuzzi odpłynęły na bok,
ukazując mokre piersi.
***
Bulma
przykryła córkę kołdrą. Było już późno, a po tych wszystkich wrażeniach, na
twarzy dziecka odbijało się zmęczenie.
– Dobranoc, kochanie.
– Mamusiu, a wiesz, że tatuś zaczął mnie kochać?
Bulma poczuła jak wzruszenie ściska jej gardło.
Pogładziła małą po policzku zewnętrzną stroną dłoni.
– Zawsze cię kochał. – Wymieniły porozumiewawcze
uśmiechy. – Pamiętaj, że mocno cię z tatą kochamy, jesteś naszym największym
skarbem. No, może Trunks trochę większy, ale ty najpiękniejsza.
Szczery śmiech Bry wypełnił pokój.
– Jakby Trunks nosił sukienki, on byłby ładniejszy?
– Oj, wtedy z pewnością nie byłby już takim podrywaczem –
powiedziała Bulma, zanim zdążyła przemyśleć to zdanie.
– Czemu nie umiałby latać? – zapytała zdziwiona
dziewczynka, lecz jej matka wyglądała na bardziej zdumioną.
– Latać?
– Bo jak podrywa… to… coś unosi… czy nie?
– Ach, to miałaś na myśli! Nie, kochanie, podrywać do
znaczy… Lubić kogoś i chcieć z nim spędzić czas.
– Czyli tatuś mnie dziś podrywał?
– Nie, nie! – Bulma zaczęła się śmiać. – Tylko
nieznajomych można poderwać… I robią to wyłącznie chłopcy – dodała na wszelki
wypadek.
– A po co to robić?
– Chciałabym to wiedzieć. – Westchnęła. – Ale już pora na
sen. – Pocałowała córkę, gasząc lampkę ze stolika nocnego. – Dobranoc, słodkie
sny na noc.
– Dobranoc, mamo.
Kiedy wychodziła, rzuciła ostatnie
spojrzenie na Brę. Oczy miała zamknięte, a na ustach błąkał się uśmiech.
Wściekłość, którą Bulma odczuwała jeszcze kilkanaście minut temu – wyparowała,
pozostawiając tylko mgliste wspomnienia. Czy mogłaby rozpoczynać wojnę za to,
że córka w końcu spędziła więcej czasu z ojcem? Plany awantury zniknęły.
– Przyszłaś mnie przeprosić? – zakpił Vegeta, kiedy tylko
przekroczyła próg sypialni. Stał przy otwartych drzwiach od łazienki, wrzucając
przepocone ubrania do kosza na bieliznę. – Może na kolanach?
– Nie rozmawiam z porywaczami. – Bulma udawała
niezainteresowaną. Odwróciła się tyłem i w następnej sekundzie poczuła silny
uchwyt w pasie.
– Nie lekceważ mnie.
– Hej, puszczaj…!
Ale on zabrał ją pod prysznic, odkręcając wodę. Pomoczyła
ubranie, więc zaczęła pośpiesznie ściągać spodnie.
– Jesteś nieokrzesany i…
Pocałunek przerwał dalszą część zdania. Vegeta zdarł z Bulmy
kremową bluzkę, która pod wpływem dotyku palców z resztkami farby, zabarwiła
się na czerwono. Przycisnął nagie ciało Bulmy do swojego.
– Nie próbuj więcej podejmować za mnie decyzji. – W
czarnych oczach zajaśniały groźne ogniki.
– Też ci wybaczam, książę. – Bulma nie potrafiła kryć
uśmiechu.
– Przyznaj, że przegrałaś.
–
Przyznaję.
Zatraceni
w pocałunku, błądzili palcami po swoich ciałach, zapamiętując każdy centymetr,
jeszcze raz, od nowa.
Vegeta odwrócił kobietę tyłem do siebie, słysząc cichy
jęk rozkoszy.
– Czego pragniesz? – wyszeptał wprost do ucha, ciepłym
oddechem wypełniając powietrze wokół jej szyi. Rozluźnił uchwyt, nie wyczuwając
sprzeciwu.
– Chcę, żebyś…
Nie zdążyła dokończyć. Już był w niej, wykonując
nieśpieszne ruchy. Opierał ręce na kabinie prysznicowej. Strumienie wody
opadały na splecione ciała. Kochali się coraz namiętniej, szybciej, jakby cały
świat miał zniknąć. Nie myśleli o niczym, pozwalali ciału przejąć kontrolę nad
umysłem.
***
***
Trunks
całował szyję Nany, wytyczając językiem nowe szlaki, pieszcząc dekolt. Ściągnął
stanik, zanurzając głowę w piersiach, wdychając ich zapach. Zsunął koronkowe
majtki, masując plecy i pupę.
Zdjął
swoje czarne bokserki, wyrzucając z jacuzzi gdzieś na podłogę, nawet nie
patrząc, w jakie miejsce. Mokry materiał z pluskiem uderzył o kafelki.
Trunks
zanurkował na chwilę, przyciągając do siebie ciało Nany.
–
Hej, głuptasie, zacznij od góry.
Mokre
włosy opadły na czoło, kiedy chłopak wynurzył się naprzeciwko.
–
Uwielbiam je. Są genialne… – Nana przez chwilę mierzwiła mokre końcówki,
zjeżdżając ręką niżej. Opuszkiem palca dotknęła ucha Trunksa. Pocałowała małą
bliznę na policzku. Czuła, jak chłopak błądzi palcami po jej talii, udach,
pupie. W wodzie ciało wydawało się delikatniejsze.
Zatracili
się w pocałunku. Już nie istniał świat. Nie dziś. Nie teraz. Szampan wypełniał
umysł, krążył we krwi. Drobna ręka zjechała niżej.
–
Jesteś taka gorąca – szepnął Trunks, składając pośpieszne pocałunki na szyi
Nany. Pragnął ją pieścić, trzymać w ramionach, być w niej. Z zachłannością
przyciągnął jeszcze bliżej. Oplotła biodra chłopaka nogami. Czuła jego męskość
oczekującą dotyku. Przytuleni, stykający się nagimi ciałami byli rozgrzani do
granic możliwości.
Podniecenie
szalało we krwi.
– Masz gumkę? – Nana wyskoczyła z jacuzzi, rozchlapując dookoła
wodę. Mokre włosy przylgnęły do piersi zakrywając sutki. Krople wody spływały
po brzuchu, a Trunks przez chwilę obserwował ich wędrówkę, nie mogąc oderwać
wzroku od szczupłej sylwetki.
Kiedy
kochali się na wilgotnych kafelkach, z dołu dochodziły ich dźwięki muzyki oraz
głośne krzyki nastoletnich imprezowiczów, zagłuszające jęki dochodzące z
łazienki.
Bulma
wróciła do pokoju dopiero po umyciu włosów, nałożeniu na nie odżywki i
wysuszeniu. Vegeta leżał w łóżku i wciąż miał na twarzy delikatny cień
uśmiechu, ale Bulma nie potrafiła określić, czy jest bardziej kpiący, czy
zadowolony.
Była
w stanie zrozumieć makabryczny żart i po czasie w skrytości myśli przyznać, że
pomysłowość męża przekracza granice.
–
A właśnie! – przypomniała sobie nagle. – Co z Goku?
Vegeta
tylko prychnął.
– Pokonałeś go?
Nuta
niedowierzania w głosie Bulmy zadziałała niczym płachta na byka.
–
Myślałaś, że ktoś może dorównać księciu Saiyan? I po co wzywałaś tego pajaca?
–
Mówiłam już, że przeraziłeś mnie tym wybrykiem z Brą, to było
nieodpowiedzialne!
–
Kakarotto leży ciężko ranny.
–
Co ty mu zrobiłeś? – Bulma weszła do łóżka, nakrywając kołdrą do pasa.
–
Zasłużył sobie. Niech nie myśli, że może tu przychodzić pod moją nieobecność.
–
To ja go wezwałam i…
–
I popełniłaś błąd – przerwał Vegeta z kpiącym uśmieszkiem.
–
Zachowałeś się jak skończony idiota. – Bulma wyglądała na oburzoną. – Zabrałeś
Brę i zostawiłeś wielką dziurę w jej pokoju. Jaki ojciec tak robi, co?
–
A jaka matka oszukuje własnego bachora?
–
Robiłam to dla jej dobra.
–
Ja też.
–
Nieprawda, ty…
Zamknął
usta Bulmy pocałunkiem. Zrezygnowała z dalszej kłótni, postanawiając więcej go
nie dręczyć. Po tym wszystkim, co przeżyła, nie miała siły do słownych starć.
–
Dobranoc.
–
No – mruknął Vegeta i po chwili już spał.
Bulma wpatrywała
się w rysy twarzy męża, które złagodniały lekko. Delikatnie pogłaskała go po
policzku, a on zamruczał przez sen. Zamknęła oczy chwytając Vegetę za rękę i
rozmyślając, o czym może śnić ktoś taki, jak ten nieprzewidywalny Saiyanin.
Ostatnio miewał koszmary, do których nigdy się nie przyznawał.
***
–
Heh. – Vegeta z ironicznym uśmieszkiem obserwował dziwacznie ubraną kobietę.
Skóra przypominała odcień wyblakłej szarości, a srebrzyste włosy błyszczały w
półmroku. Była wysoka i koścista, przepasana długą spódnicą w tajemnicze znaki.
Na szyi nosiła amulet z podobizną wielkiego wilczura. Zauważył, że szybko
porusza ustami, jakby odmawiała modlitwę. Lub klątwę. – Co ty tam mruczysz pod
nosem, wiedźmo?
– Przepowiadam twoją zgubę. – Spojrzała mu w oczy, a on
ze zdziwieniem zauważył, że są krwistoczerwone, wypełnione po brzegi spływającą
krwią.
– Głupia starucho! – Jednym pociskiem KI zakończył jej
żywot. Splunął na czarną ziemię.
Nagle kobieta odżyła. Wstała powoli, biorąc do ręki
amulet i zaczynając mówić coś pod nosem. Zszokowany Vegeta spróbował wypuścić z
ręki kolejną wiązkę energii, lecz nie potrafił. Przeklinając, doskoczył do
niej, robiąc zamach ręką. Uderzył w ochronną tarczę i poczuł, jak ciało mu
sztywnieje. Nie mógł wykonać żadnego ruchu.
Krew z oczu wiedźmy wypłynęła całkowicie, tworząc
makabryczną maskę. Puste oczodoły przeraziły nawet Vegetę. Chciał krzyczeć, ale
nie mógł. Kobieta podniosła jedną dłoń do góry, zaciskając pięść. Zaczął się
dusić.
– Znajdę cię – wysyczała starucha, opuszczając rękę.
Upadł na błotnistą ziemię skąpaną we krwi. – Sprawię, że będziesz cierpiał i
błagał o śmierć.
Vegeta
otworzył oczy i wciągnął potężny haust powietrza. Wymacał ręką swoje gardło i
sprawdził, czy nie zostało uszkodzone. Pomimo świadomości, że to tylko sen,
nadal odczuwał ból.
__________________________________________________________
Rozdział
został dodany na bloga (www.vegeta-i-bulma2.blog.onet.pl)
1 lipca 2016 roku, jednak z powodu usunięcia bloga przez onet, musiałam dodać
ponownie na tej stronie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz