Rozdział, w którym Vegeta uczy Brę latać, a Trunks zaprasza do domu Delię Blue, mając z nią wykonać szkolny projekt. Vegetę nawiedza coraz więcej koszmarów, a Trunks przygotowuje się do wypadu pod namioty. Nauczyciele coraz bardziej się na niego skarżą.
_________
Vegeta ochlapał twarz lodowatą wodą. Potrzebował orzeźwienia, zmycia sennych
koszmarów. Coraz częściej go dręczyły, a ich wyrazistość przybierała na sile z
miesiąca na miesiąc. Odczuwał niepokój. Próbował przypomnieć sobie, gdzie
widział tę pomarszczoną, wykrzywioną w nienawiści twarz, ale nie potrafił.
A
jednocześnie miał wrażenie, że ją znał, widział już dawniej, może nawet
pozbawił życia. Amulet, który nosiła… To był jedyny znak rozpoznawczy, ale nie
pamiętał, co na nim widniało.
Saiyanin zdjął bokserki, rzucając je niedbale na wierzch kosza od bielizny.
Zniszczył tak wiele miast, że nie mógł jednoznacznie wskazać, które to mogło
być. Czy chodziło tutaj o całą planetę czy tylko jedną osadę?
Kurwa, to mi przypomina Mustaro, ale budynki trochę jak z Tersa… Muszę mieć
więcej wskazówek, żeby być przygotowanym na jej przyjście… Niech przylatuje.
Nie ma ze mną żadnych szans.
Vegeta nie opowiadał nic Bulmie, nie chciał jej denerwować ani wysłuchiwać
pełnych obaw gadek, że są w niebezpieczeństwie, a ona współczuje mu takich
snów. Wolał zachować te koszmary dla siebie. Tego dnia wyblakła postać wiedźmy znikła
dopiero wtedy, gdy wszedł pod prysznic.
Popołudniu miał zaplanowany trening z Brą, a Bulma pojechała na jakąś
konferencję prasową w związku z nowymi wynalazkami.
***
Trunks ledwo słuchał słów nauczyciela, rysując w swoim zeszycie krwawe sceny z
walczącymi patyczakami. Nadszedł czerwiec, zakończenie roku nadciągało wielkimi
krokami. Znowu dostali projekt do zrobienia w parach, tym razem z geografii.
– Blue i Briefs – wyczytał doktor Manuya. – Cedo i Dan. Dinuhara i Furukawa…
Trunks przestał słyszeć kolejne nazwiska. Był w szoku. Projekt został ustalony
alfabetycznie. Serce zabiło mu mocniej na myśl o chwilach spędzonych z Delią
sam na sam. Ciekawe, co powie? Odszukał wzrokiem płomiennorudych włosów.
Od początku tajemnicza, ledwo zwracająca na niego uwagę. I piękna w taki
nietypowy, dziki sposób, mocno kontrastujący z maską spokoju zakładaną na co
dzień. Musiał ją zdobyć, a wspólny projekt był do tego idealną okazją.
***
Vegeta obserwował Brę siedzącą naprzeciwko niego ze skrzyżowanymi nogami.
Zamknięte oczy i zmarszczone czoło świadczyło o nadmiernym skupieniu.
– Musisz przestać myśleć – poradził.
– Jak to zrobić? – Bra westchnęła, robiąc skwaszoną minę.
– Wyobraź sobie… śnieg. Pamiętasz to jeszcze?
– Tak, tatusiu, bardzo lubię śnieżek i lepienie bałwana.
– Bez żadnych bałwanów, Bra.
– A mamusia kiedyś zrobiła bałwanka, co miał włosy tatusia…
– Twoja matka na zbyt wiele sobie pozwala.
– A co to znaczy?
– Że ja tu rządzę, a ty zamknij w końcu oczy i spróbuj widzieć jedynie śnieg.
Tylko biel, rozumiesz?
– Dobrze, tatusiu.
– Teraz musisz zacząć oddalać się od tego śniegu, zostawiać go, szybując w
powietrzu.
Bra zaczęła powoli wznosić swoje ciało do góry. Delikatnie drżała i zaciskała
powieki, jakby nie chcąc stracić obrazu śniegu. Nagle otworzyła oczy, w tym
samym momencie lądując na podłodze. Uderzyła w kolana.
– Ałaaaa! – Po policzkach pociekły łzy. – Boli, tatusiu, boli!
Przybiegła do Vegety, przytulając się mocno i obejmując go za szyję. Od razu
jednak usiadła na jego nodze i powiedziała:
– Tu boli, tatusiu. – Wskazała swoje potłuczone kolano.
– No i co z tego?
– Buuu…! Tatusiu, trzeba pocałować.
– Przestań się mazać, niczego nie będę całował. – Vegeta nie miał pojęcia,
jakim cudem wyraził zgodę na niańczenie tego bachora. Teraz było za późno na
rezygnację.
– Ale mnie boliii!
– Chcesz zostać wojownikiem czy nie? – Po wypowiedzeniu pytania sam zdał sobie
sprawę, że zabrzmiało to głupio w stosunku do sześciolatki.
– Nie! Nie chcę! Jak boli, to nie chcę! – Bra odsunęła się, tupiąc mocno prawą
nogą.
– Chodź już tutaj. – Vegeta wyciągnął rękę, dając za wygraną. To w końcu była
córka, nie mógł traktować jej w sposób przypominający szkolenie syna. Bra
usiadła na udzie Vegety, wyciągając swoje małe nogi do przodu. Oparła mu głowę
na torsie.
– Tatusiu, a kogo bardziej kochasz: mnie czy Trunksa?
Saiyanin spojrzał w oczy Bry. Nigdy nie rozmyślał o takich rzeczach, z trudem
dopuszczał do siebie myśl, że kogokolwiek kocha, a co dopiero przy
rozgraniczeniu jak bardzo. Bezpośredniość tego dziecka wciąż zaskakiwała.
– Po co ci to wiedzieć?
– Bo chcę i już!
Przypominała mu w tym momencie Bulmę, która nakazywała spędzanie czasu z
dziećmi.
– Zachowuj się, Bra – upomniał surowo. – Nie będę odpowiadać na takie bzdury.
– Ale…
– Koniec dyskusji. Wracasz do treningu czy wychodzisz?
– Łeee! – Dziewczynka w odpowiedzi tylko mocniej przytuliła się do Vegety,
rozklejając na dobre.
– Dobra już, dobra. Polecimy na polanę, tylko przestań ryczeć.
***
Trunks i Delia siedzieli w pokoju skupieni na szkolnym projekcie. Matka
pojechała do rodziny Son, a on mógł zaprosić Blue do siebie. Przystała na to
niepewnie, dodając, że powinni się pospieszyć, temat należało omówić za kilka
dni.
Trunks ze
znudzoną miną wyszukiwał odpowiednich fragmentów w przyniesionych przez nią
książkach.
– Tu masz
opis tych lodowców. – Wskazał palcem stronę z obszernym komentarzem autora
podręcznika.
– Wynotuj na
kartce najważniejsze informacje. – Delia nawet na niego nie spojrzała.
–
Zwariowałaś? Nie będę niczego przepisywał. – Trunks miał dość słuchania
poleceń. – Już i tak mnie wkurza, że szukamy w książkach zamiast w necie.
– Bo w
książkach masz to, co dotyczy projektu i są to pewne informacje. – Delia wypiła
kilka łyków lemoniady. – Przepiszesz czy nie?
– Po co? Nie
lepiej od razu na plakat?
– A jak
zamierzasz przedstawić ten projekt, co? – W końcu rzuciła mu zirytowane
spojrzenie. – Musimy wyjść na środek sali, dopowiadając rzeczy, których nie
będzie na plakacie. Chyba że nauczysz się na pamięć, w co wątpię przy twojej
ignorancji.
Delia
wyglądała naprawdę uroczo, kiedy mrużyła zielone oczy i patrzyła na niego
wyzywająco. Miał ochotę pocałować ją bez pytania.
– Mam pomysł
– rzucił z uśmiechem.
– Jaki?
– Przerwa. –
Podniósł do góry ręce, przeciągając się swobodnie. Pierwsze wrażenie minęło
dawno temu i teraz nie odczuwał już skrępowania w obecności Delii. – Masz
ochotę na drinka?
– Takiego,
jak piła Nana?
Bezpośredniość
koleżanki podziałała, chociaż Trunks nie stracił rezonu.
– He he… –
Odruchowo się uśmiechnął. – To było wieki temu, a ty zapamiętałaś? Chyba ci na
mnie zależy, co?
– Nie bądź
śmieszny. – Zmierzyła go lekceważącym wzrokiem. – To jedyna impreza, na której
byłam. A wszyscy o tym gadali.
– Czemu nie
chodzisz na inne?
– Co
ciekawego jest w pijaństwie?
Patrzyli na siebie
przez chwilę, aż Delia odwróciła głowę. Zerknęła na notatki, które miała przed
sobą.
– Ja jestem
zbyt odporny na alkohol – rzekł beztrosko Trunks. – Ale na ciebie mógłby
podziałać bardzo rozluźniająco.
– Wolę nie
sprawdzać tego w twojej obecności.
– Nie jesteś
przygotowana na to, co mógłbym ci pokazać?
Delia
wywróciła oczami.
– Myślisz tylko o tym, jak… – Nie dokończyła, obracając w ręku długopis.
– Jak co? No,
powiedz, śmiało.
Dziewczyna
westchnęła. Popatrzyła na niego z pewną rezerwą.
– Zależy ci
tylko na jednym, a później… To nie jest w porządku, wiesz?
– Nikogo nie
zmuszam – szczerze oznajmił Trunks, zakładając ręce za głowę. Odsunął się od
stołu, siedząc nonszalancko rozparty na krześle. – Jeśli wolisz wolne tempo,
możemy spróbować po twojemu.
– Wróć lepiej
do tempa topnienia lodowców.
– Nudy. –
Trunks zamknął książkę jednym szybkim ruchem. – Co powiesz na spacer? Pokażę ci
mój ogród, sporo tam zwierząt.
– Nie,
dzięki.
– Jesteś
ciągle na „nie”.
– Przyszłam
robić projekt, a nie flirtować.
– Ja tam wolę
flirtować.
Posłała mu
spojrzenie pełne dezaprobaty.
– Plakat
zrobię sama w domu, a ty przeczytasz te zaznaczone fragmenty. Tylko przynieś mi
książki w piątek, bo mamy wtedy geografię. – Zaczęła pakować swoje rzeczy do
torebki.
– Na pewno chcesz
już iść? – Trunks wstał. – Obraziłaś się czy co?
– Jestem
umówiona z kimś innym. Jakbyś nie wiedział, mam chłopaka.
– Aha. –
Trunks był zaskoczony. Czyżby Delia naprawdę nie była nim ani trochę
zainteresowana? A może miała już kogoś i teraz nic nie mogło zmienić jej uczuć?
Skoro tkwiła w związku, nie miał co liczył na cudowną przemianę. Powinien
przestać o niej myśleć. Ale mogła też kłamać i celowo udawać niedostępną, aby
zapragnął wejść z nią w głębszą relację.
Kiedy wyszła,
włączył głośną muzykę, przywołując w pamięci obraz znanej aktorki. Jak na
złość, blond włosy zmieniły się w rude. Westchnął głośno. Czy potrafiłby z niej
zrezygnować? Nawet gdyby miała partnera? Nie. Problem stanowiło to, że im
bardziej Delia odpychała, tym bardziej pragnął ją mieć.
Uformował w
dłoni mały pocisk KI, leniwie obracając rękę i pozwalając energii przepływać
pomiędzy palcami. Był tak silny, a nie potrafił zdobyć zwykłej dziewczyny. Czy
miał prawo uważać się za prawdziwego mężczyznę? Może faktycznie powinien
zabiegać o Delię w tradycyjny sposób?
Tego dnia
zasnął, wyobrażając sobie, jak Delia podbiega do niego z uśmiechem. Szybowali
wysoko w chmurach, a ona ściągała koszulkę i spodnie, rozbierając się zupełnie
do naga.
***
– Kim
jesteś?!
–
Zwiastunem twojej klęski.
– Niby
gdzie ta klęska, co? Jesteś tylko głupią staruchą ze snów, w rzeczywistości nie
potrafisz niczego zrobić.
– Jeszcze
nie, ale wkrótce posiądę moc większą od twojej.
– Nie
pieprz bzdur, wiedźmo.
–
Przypomnę ci, co mi zrobiłeś, wojowniku, i obiecuję, że zapłacisz za to
najwyższą cenę. Będziesz mnie błagał o śmierć, wił pod moimi stopami i skamlał
z rozpaczy. Zabiję cię w imię sprawiedliwości. A później wymorduję twoją
rodzinę.
Vegeta krzyknął, otwierając oczy. Dyszał ciężko, jakby przed chwilą stoczył
wyczerpujący pojedynek.
– Co
się stało? – Bulma patrzyła na niego zatroskanym wzrokiem.
– Nic. –
Vegeta nie zamierzał o tym rozmawiać. Wystarczyły mu nocne pogawędki z wiedźmą.
Ostatnio miał wpływ na to, o czym mówią, a sny coraz bardziej przypominały
rzeczywistość. Musiała władać potężniejszą magią. Na koniec dusiła go, dopóki
nie mógł złapać tchu. Ból odczuwał nawet po przebudzeniu, choć wiedział, że to
wpływ psychiki na organizm.
– Masz
koszmary – stwierdziła Bulma. – Jakie?
– Nie wiem,
zapominam. – Vegeta postanowił wyznać część prawdy. – Dawno nie było żadnych
przeciwników. – Usiadł i wzruszył ramionami. – Nie zapominaj o mojej prawdziwej
naturze. Potrzebuję walki.
– Coś ci nie
dowierzam. – Kobieta pokręciła głową. – No ale nic, muszę dokończyć zlecenie
dla policji.
Vegeta nie
odpowiedział. Wciąż zastanawiało go, co oznacza „wkrótce”. Wiedźma miała na
myśli dni, tygodnie, a może lata? Nie podawała żadnego konkretnego terminu
ataku. Takie przejście ze snów do rzeczywistości z pewnością nie należało do
łatwych. Nie powinien o tym rozmyślać. I tak ją pokona.
***
– Hej! – Riko
podbiegła do Trunksa z uśmiechem na ustach, lecz ten posłał jej poirytowane
spojrzenie.
– Czego
chcesz?
– Usiądziemy
razem na lekcjach?
Deric zachichotał.
– Znudziłaś mi się – wyznał szczerze Trunks niedbałym tonem. Na korytarzu
zaległa cisza. Wszyscy obecni obserwowali widowisko.
– Jak… Czemu…? – zdołała wyjąkać Riko.
– Masz płaski tyłek. Wystarczy ci taka odpowiedź?
Kilka osób parsknęło śmiechem. Grupa chłopców zaczęła komentować sylwetkę Riko.
Trunks powrócił do przerwanej rozmowy z Dericiem.
– Możemy rozbić namioty na polanie przy Mglaku.
– Byle byłoby blisko na koncerty.
– Trunks… – powiedziała Riko błagalnym tonem. – Ja…
– Jeszcze tu stoisz? – Chłopak bez cienia współczucia spojrzał na zapłakaną
Riko. – Już nie jesteś dziewicą, ale nie musisz mi za to specjalnie dziękować.
Kilkoro uczniów parsknęło śmiechem. Trunks odszedł ze swoją paczką, nawet się
nie oglądając. W weekend faktycznie odwiedził Riko, która wyglądała na
niezmiernie podekscytowaną. Niemalże skakała z radości, kiedy tylko przekroczył
próg jej domu. Pili drinki w butelkach, które zabrał ze sobą w plecaku. Lekko
pijana dziewczyna nie stawiała oporu. Mówiła od rzeczy i co chwilę wyznawała
miłość, a on rozbierał ją z ubrań, pozbawiając zarówno bielizny, jak i
niewinności.
***
Bulma siedziała
w pracowni, kiedy zadzwonił telefon.
– Pani
Briefs?
– Tak, to ja.
– Witam, z
tej strony wychowawczyni Trunksa, chciałabym porozmawiać o pani synu.
– Oczywiście,
rozumiem, ale wolałabym na odległość, mam trochę pracy, rozumie pani…
– To pilna
sprawa, dotyczy zachowania Trunksa. Nie mogę udzielać pewnych informacji przez
telefon. Czy przyjedzie pani dzisiaj czy umówimy się na inny termin?
– Dobrze,
przyjadę za jakieś piętnaście minut.
Bulma ze
złością nacisnęła czerwoną słuchawkę. Wychowawczyni Trunksa co jakiś czas
wydzwaniała z każdą uwagą: rozmawia na lekcjach, odzywa się niepytany, chodzi
na wagary. Przecież on miał piętnaście lat, w tym wieku takie wybryki były
normą! Sama też często uciekała z lekcji jako nastolatka.
Wyszła z
pracowni, trzaskając drzwiami. Ubrała wizytową sukienkę i zajrzała do salonu.
– Jadę do
szkoły, posiedzisz chwilkę z Brą?
Vegeta
zmrużył oczy, ale nie odpowiedział, co uznała za zgodę. Ostatnio dobrze się
dogadywali w kwestii córki.
***
Kiedy Bulma
zaparkowała przed budynkiem, kolejny raz poczuła dumę, że jej syn uczęszcza do
tego samego liceum, co i ona dawniej. Miała wrażenie, że od tamtego czasu
minęły całe lata świetlne. Przeżyła zwariowane przygody z chłopcem posiadającym
ogonek, znalazła nastoletnią miłość u pustynnego bandyty, widziała Shenlonga
spełniającego życzenia, przeżyła śmierć Yamchy oraz chwile grozy przy ataku
Saiyan na Ziemię, poleciała na obcą planetę i prawie tam zginęła, a później
poznała kosmicznego mordercę, z którym zaszła w ciążę.
Tutaj Bulma z
powrotem poczuła się nastolatką, kiedy obrotowe drzwi wpuściły ją do środka z
cichym szumem, a ona kolejny raz mogła podziwiać tak dobrze znane korytarze i
zdjęcia wiszące na ścianach. Nie zmieniono wystroju, bo liceum posiadało
wieloletnią tradycję.
Mijała tłumy
ubranych w markowe ciuchy nastolatków, dziewczyny z mocnym makijażem, słyszała
narastający gwar rozmów spływający na nią ze wszystkich stron.
Na zebrania i
wszelkie występy chodziła sama. Vegeta od czasów podstawówki nie zamierzał
przekraczać progów żadnej szkoły, a Trunks dał matce do zrozumienia, że też
wolałby oszczędzić sobie widowiska z ojcem w roli głównej.
Ogromny hol
przyozdobiono dziełami znanych fotografów dawniej pobierających tu edukację. Z
drewnianych ram wyglądały artystyczne wizje przedmiotów szkolnych.
Zapukała do
gabinetu wychowawczyni syna, wchodząc do środka.
– Ja w
sprawie Trunksa.
– Proszę,
niech pani usiądzie. – Setsuo Kazuma wskazała czarny fotel po drugiej stronie
biurka. Sama już wcześniej zajęła swoje miejsce, łącząc obie dłonie i kładąc je
na kolanach. Wyglądała poważnie, a usta zacisnęła w cienką linię. Długa i wąska
szczęka przypominała końską. Przezwisko „Koniówa” znali wszyscy uczniowie.
Bulma
powstrzymała się przed wywróceniem oczami. Nigdy nie lubiła Kazumy. Uczyła ją w
młodości polskiego, często wzywając do tablicy i w niepochlebny sposób
komentując jej przykrótkie spódniczki. Fakt, że wciąż wykładała tu przedmiot,
graniczyło ze złośliwością losu. Od zawsze była typową formalistką bez cienia
poczucia humoru. Na każdym zebraniu narzekała na Trunksa lub dzwoniła, aby
opowiedzieć o kolejnych nagannych wyczynach, za które dostawał uwagi do
dziennika. Bulma przymykała oko na większość wybryków.
– Nie mam
zbyt wiele czasu. – Usiadła naprzeciwko Kazumy i posłała jej zniecierpliwione
spojrzenie.
– Przejdę od
razu do konkretów, pani Briefs. Trunks w pogardliwy sposób traktuje uczniów,
którzy nie dostosowują się do jego poleceń.
– Ostatnio
mówiła pani to samo. Jak dla mnie po prostu pełni funkcję lidera, to naturalne
u nastolatków.
– Czy
naturalnym jest, że jedna z koleżanek Trunksa zamknęła się przez niego w
łazience i płakała, odmawiając otworzenia drzwi? Musieliśmy wzywać straż, aby
je wyważyła.
– Na jakiej
podstawie oskarża pani właśnie Trunksa?
– Pański syn zerwał
z nią na korytarzu przy całej klasie.
– Jak to
zerwał? – Bulma pokręciła głową. – Gdyby miał dziewczynę, powiedziałby mi.
– Pani
Briefs. – Setsuo westchnęła. – Zebrałam relacje naocznych świadków, którzy
wyraźnie powiedzieli, że Riko została wyśmiana i porzucona.
– Może
kłamali?
– Po co
mieliby to robić?
– Nie wiem,
pewnie mu zazdroszczą. Jest popularny i silny, dziewczyny mogą o nim myśleć i
załamywać się, że nie chce z żadną być.
– Ta
dziewczyna ma piętnaście lat. Płakała w łazience i trzymała w ręku fotografię z
dawnego Turnieju Tenkaichi Budokai. Wie pani, jaką?
– Skąd mam
wiedzieć?
– Pani syna
przed walką.
– I czego to
niby dowodzi? – Bulma miała serdecznie dość tej rozmowy. A jednocześnie czuła
ukłucie niepokoju. Czy Trunks był zdolny do porzucenia dziewczyny publicznie? I
naprawdę nic nie mówiłby o tym, że jest w związku?
– Proszę się
domyślić. Riko cały czas tylko płacze, matka musiała zabrać ją ze szkoły do
domu. Rodzice prosili o rozmowę z panią.
– Dobrze,
zapytam o co chodzi.
– Liczę na
to, pani Briefs.
***
Vegeta, Bulma
i Bra jedli kolację przy stole w kuchni.
– Hej, jest
coś dobrego? – Trunks wszedł do środka, od razu łapiąc kawałek bagietki
czosnkowej i siadając obok ojca. – W weekend jadę pod namioty.
– Niby gdzie?
– zapytała Bulma, dolewając córce herbaty.
– Nad
jezioro, jest taki festyn, będą koncerty.
– Jakiś
dorosły z wami jedzie?
– No,
przecież nic mi nie grozi przy takiej mocy. – Trunks nadział na widelec kawałek
ryby w panierce kokosowej.
– Ja już
dobrze wiem, co może grozić takim jak ty.
– Bo Trunks
jest właśnie taki – wtrąciła Bra pomiędzy kolejnymi kęsami fileta rybnego.
– Niby co? –
Chłopak zignorował siostrę.
– Alkohol,
narkotyki, seks – wyliczyła na palcach jednej ręki Bulma z bardzo poważną miną.
– Nie mogę pozwolić na deprawację.
– Na to już
za późno – odezwał się nieoczekiwanie Vegeta.
Bulma
zamarła. Spojrzała niepewnie na męża.
– Chyba nie
chcesz mi powiedzieć, że nasz syn opowiadał ci o imprezach i dziewczynach?
– Eee… –
zdołał wydukać Trunks.
– Nie musiał nic
mówić, ja w jego wieku miałem to wszystko dawno za sobą. – Vegeta ze spokojem
jadł zapiekane ośmiorniczki.
– Ty byłeś
kryminalistą! I miałeś zniszczoną psychikę, więc…
– Co to
psychiki? – zapytała Bra.
– To coś,
czego brakuje twojej matce – odparł od razu Vegeta.
– Czemu
brakuje?
– Niczego mi
nie brakuje! I nie zmieniajcie tematu, chcę wiedzieć, czy Trunks robił coś
niezgodnego z prawem…! Zresztą, nie ma co rozmawiać o tym teraz… – Bulma
posłała mężowi spojrzenie pełne wściekłości, porozumiewawczo wskazując głową na
Brę i zwracając się w stronę syna. – Przy okazji, wczoraj odwiedziła cię
koleżanka ze szkoły, prawda?
– No. –
Trunks wzruszył ramionami.
– I co,
zaliczyłeś? – zapytał bezpośrednio Vegeta.
Bulma
poczerwieniała.
– CZEGO TY GO
UCZYSZ?!
– Trunks
zaliczył matematykę? – Bra wyglądała na niewzruszoną wrzaskiem matki. Widocznie
przyzwyczajenie robiło swoje. Ostatnio słyszała o zaliczaniu przez Trunksa
różnych przedmiotów w szkole i wiedziała o jego problemach z matematyką.
– Można uznać
to za matematycznie opłacalne zaliczenie – zironizował Vegeta.
– Dokładnie.
– Bra pokiwała głową, potwierdzając słowa taty. Często się z nim zgadzała,
nawet nie rozumiejąc, o co chodzi.
– Robiłeś z
tą dziewczyną coś… zakazanego? – Bulma trochę ochłonęła, nie chcąc wszczynać
kłótni przy córce. Miała nadzieję, że to tylko puste gadki męża, nie mające
związku z synem. Trochę przejmowała się słowami wychowawczyni, lecz nie do
końca wierzyła w ich prawdziwość. Wolała najpierw sama wybadać sytuację.
– Tak, mamo,
robiliśmy zakazany projekt na geografię – odparł sarkastycznie Trunks. Czemu
ojciec tak na niego patrzył? Czy myślał, że naprawdę zdobył Delię? Pewnie on
nie przepuściłby okazji, podsumował gorzko w myślach.
– Jesteś
dobrze wychowanym chłopcem. – Bulma posłała mu uśmiech. – Nie zwracaj uwagi na
głupie komentarze Vegety. Pozwolę ci jechać, jeśli obiecasz, że nie tkniesz
alkoholu.
– Jasne –
odrzekł krótko Trunks, bo wiedział, że za chwilę usłyszy kolejną pogadankę.
– Alkohol ma
okropny smak. Powiem ci, że piwa czy… czy inne obrzydlistwa to też nic
specjalnego, w dodatku bardzo niesmaczne i obniżają siłę. A ty musisz być
silny, prawda?
– No. –
Trunks wypił szybko szklankę jabłkowego soku i wstał. – Muszę lecieć. Chcę coś
załatwić przed treningiem.
– Obiecaj, że
nie będziesz pił, dobrze?
– Już to
mówiłem.
– Ale
obiecaj.
– No
obiecuję, obiecuję.
– A ty –
zwróciła się w stronę męża – nie próbuj nawet opowiadać mu o swoich przygodach
z alkoholem. Ach, no i Trunks – spojrzała na syna – wpadnij do mojej pracowni
przed treningiem.
– Po co?
– Wpadnij.
***
Bulma zaparzyła sobie mocną kawę z ekpsressu. Była śpiąca i lekko zdenerwowana.
Nie mogła skupić uwagi na nowym projekcie. Czekała na Trunksa. Chciała na
osobności, bez Vegety i Bry, porozmawiać z nim na temat Riko. Czy to możliwe,
aby jej syn chodził jakiś czas z Riko? I w dodatku zostawił ją publicznie, na
korytarzu?
Dźwięk telefonu przerwał rozmyślania Bulmy.
– Halo? – Bulma przysunęła bliżej jedną z małych kartek rozrzuconych po
stoliku, chwytając ołówek. – Tak, jasne, ale… Nie no, to mi zajmie więcej
czasu. – Zapisała datę na kartce. – Tak, tak, do usłyszenia.
Spróbowała upić łyka kawy, ale wciąż była za gorąca. Na schodach rozległy się
kroki. Do stolika podszedł Trunks.
– Siadaj. – Bulma wskazała ręką na drugie krzesło ustawione pod lampą oklejoną
naklejkami Bry przedstawiającymi kolorowe smoki.
– Zaraz mam trening…
– Wiem, ale muszę o coś zapytać. – Przesunęła kawę w bok, opierając łokcie o
stół. Obserwowała uważnie twarz syna. – Chodzi mi o Riko.
– Rany, o tę wariatkę? – Trunks parsknął śmiechem.
– Jak ty mówisz o koleżance?
– Bo łaziła za mną po szkole i gadała, że chce być moją dziewczyną. – Trunks
założył ręce na klatce piersiowej. – Jak jej odmówiłem po raz setny, to w końcu
zaczęła płakać i gadać, że niby byliśmy parą.
– Ale wy… nie byłeś z nią?
– Jasne, że nie. – Trunks prychnął. – Mam jeszcze czas na dziewczyny. –
Uśmiechnął się szeroko.
– Tak, masz czas, ale… – Bulma nie wiedziała, w co wierzyć. – Twoja
wychowawczyni mówiła, że z nią zerwałeś na korytarzu, a klasa to widziała.
– Kazuma od początku mnie nie cierpi – zauważył Trunks, marszcząc brwi. –
Pamiętasz, jak miesiąc temu zadzwoniła na skargę, że niby ja wybiłem szybę na
trzecim piętrze?
– No tak, zadzwoniła, bo cię widziała wtedy w pobliżu... A ja w ciemno
zapłaciłam za tę szybę. – Bulma uśmiechnęła się pod nosem. Kazuma lubiła
zrzucać całą winę na Trunksa.
– Ta, a na monitoringu zobaczyli, kto ją rozbił.
– Wiesz, wtedy też myślałam, że to byłeś ty…
– No, teraz Kazuma też próbuje wcisnąć ci kit, że niby zerwałem z Riko… Rany. –
Trunks prychnął. – Serio wierzysz w takie bzdury?
– Kazuma opisała to w czarnych barwach i przestraszyłam się, że… że faktycznie
mogłeś coś takiego zrobić.
– Że niby ja? – Trunks zmarszczył brwi. – Wiesz, że nie mam czasu na
dziewczyny. Lecę na trening.
– Dobrze. Po prostu jakiś czas trzymaj się z dala od kłopotów, okej?
Bulma patrzyła na wychodzącego syna, nie będąc pewną, czy powinna tak kończyć
rozmowę. Może lepiej byłoby pojechać do rodziców Riko? Może tym razem też
skorzystać z monitoringu? A może zawierzyć synowi?
Wypiła łyka kawy, wciąż czując niepokój.
***
Trunks
kolejny raz upadł na podłogę. Wierzchem dłoni starł krew z rozciętej wargi.
– Cały czas
odkrywasz lewą stronę. – Ojciec przyjrzał mu się badawczo. – Zauważyłeś to
chociaż?
– No wiem –
przyznał niechętnie Trunks. – Mam gorszy dzień.
– Czemu?
– No... nie
zrozumiesz, tato.
– To
wytłumacz.
Ojciec
wyłączył poziom.
Trunks aż
rozszerzył oczy ze zdumienia, niezdolny do powiedzenia czegokolwiek. Sam też
powrócił do normalnego wyglądu, chociaż początkowo doszukiwał się w tym
podstępu. Czy ojciec naprawdę zamierzał z nim porozmawiać? A może to tylko ze
względu na trening? Pewnie miał streścić swój problem i wrócić do walki
skoncentrowany. Tylko czy na pewno o to chodziło? I jak zacząć? Nie opowiadał
ojcu o swoich kłopotach.
– Co się tak
gapisz, Trunks?
– No bo… –
Chłopak wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Przybrał na
twarz beznamiętny wyraz. Nie potrafił na zawołanie otworzyć się przed ojcem. –
To po prostu kiepski dzień, nie ma sensu opowiadać.
– Jak chcesz.
Walczymy dalej?
Trunks kiwnął głową.
__________________________________________________________
1. Rozdział został dodany na bloga (www.vegeta-i-bulma2.blog.onet.pl) 23 lipca 2016 roku, jednak z powodu usunięcia bloga przez onet, musiałam dodać ponownie na tej stronie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz