Rozdział, w którym dzieją się pokręcone rzeczy...
Trunks wrócił do domu z urodzin Gotena. Początkowo planował, że u niego zanocuje, ale zmienił zdanie. Impreza była nudna i wyszedł wcześniej. Już od dłuższego czasu jego relacje z Gotenem słabły, widywali się rzadko, jednak Son i tak zapraszał co roku na urodziny.
– Cześć – rzucił swobodnie Trunks.
Matka siedziała w kuchni przy stole. Drzwi były otwarte. Rzadko je zamykali,
zwłaszcza biorąc pod uwagę ogrzewane panele i ocieplane ściany.
– Co tu robisz? – zapytała chłodno
Bulma, odwracając głowę w jego stronę.
– No… eee... – wydukał Trunks, zaskoczony
tym pytaniem. Co niby miał robić we własnym domu?
– Lepiej idź trenować!
Trunks uniósł w górę lewą brew.
– Co tata zrobił tym razem? –
zapytał swoim zwyczajnym tonem, wzdychając w duchu. Rodzice pewnie znowu się
pokłócili.
– Od kiedy to… – zaczęła matka,
milknąc nagle. – Idź już do kapsuły i nie zadawaj głupich pytań.
Piętnastolatek wzruszył ramionami.
Wolałby znać przyczynę parszywego nastroju matki, aby wiedzieć, jak ma
postępować z ojcem podczas treningu. Jednak postanowił dać sobie spokój, widząc
taki upór. Wyszedł na korytarz i zacząć wchodzić po schodach.
– Trunks! – krzyknęła wściekle matka,
wybiegając z kuchni.
– Co? – rzucił chłopak przez ramię,
czekając na teksty w stylu: „Skoro Vegeta tak uwielbia walczyć, to niech gnije w
tej kapsule, ty nie musisz!” albo „Pogadajmy, opowiem ci, co ten idiota
wymyślił!”.
– Miałeś iść trenować!
Trunks rozszerzył oczy ze zdumienia.
Czyżby matka zwariowała? O co jej znowu chodziło z tym treningiem? Zawsze
narzekała, że spędza tam tak wiele czasu. A może nie chciała, żeby poszedł na
górę, może...
– Muszę ubrać strój do ćwiczeń… –
wyjaśnił powoli, chociaż teraz wyraźnie wyczuwał już KI ojca w pokoju siostry.
– Nie obchodzi mnie to, masz czekać
w kapsule.
– No dobra, dobra… – mruknął
chłopak, postanawiając jak najprędzej uciec z pola rażenia. Jeszcze gotowa dać
mu szlaban lub zacząć zakazywać treningu. W takim stanie mogła zmienić decyzję
w kilka sekund. Ta kłótnia zdecydowanie musiała odbić się na jej psychice. Wyminął
rozjuszoną matkę, opuszczając dom. Wciąż wyczuwał energię ojca obok siostry.
Trunks podjął decyzję w ułamku
sekundy. Wzleciał, opadając delikatnie na własny balkon. Wyciszył maksymalnie
swoje KI, wszedł do środka i skierował kroki na korytarz.
Jestem
jak szpieg – przemknęło mu przez myśl, kiedy cicho zmierzał w stronę pokoju
siostry. Przełknął ślinę, oczami wyobraźni widząc zirytowanego ojca, gdyby
tylko odkrył jego obecność tutaj. A jednak zwyciężyła ciekawość. Lekko uchylone
drzwi pozwoliły na podsłuchiwanie. Usłyszał resztę wypowiedzi Bry.
– … bawić w coś innego?
– Jasne, jeśli tylko chcesz – padła
pogodna odpowiedź.
Ojciec potrafił gadać tak miłym
tonem? Zdecydowanie matka musiała wymusić to szantażem.
– Tak! Tak! – Bra zaczęła
podskakiwać z radości, bo podłoga delikatnie zadrżała.
– Najpierw jednak muszę zdradzić ci
pewną tajemnicę.
Trunks ostrożnie zajrzał do pokoju i
zobaczył, że ojciec bierze Brę na ręce.
– Jaką?
– Jesteś najwspanialszą,
najpiękniejszą córeczką na świecie, którą bardzo kocham – wyznał bez
skrępowania ojciec. Gdyby nie emanująca od niego energia KI, Trunks uznałby, że
to robot stworzony przez Bulmę.
– Dziękuję, tatusiu! – pisnęła
ucieszona Bra, obejmując go za szyję. Nie wyglądała na specjalnie zaskoczoną. –
To zupełnie jak w tych nagraniach na dobranoc!
– Tak – przyznał ojciec. – Ale to
nadal nasz komputerowy sekret, dobrze?
– Pewnie – odparła dziewczynka z
szerokim uśmiechem.
Trunks wiedział, o jakie nagrania
chodzi. Kiedyś matka pokazała mu na swojej komórce zdjęcia ojca z podłożonym
głosem o identycznej barwie. Mówił tam bardzo miłe rzeczy, kładąc nacisk na
utrzymanie tego w sekrecie. Oczywiście czasami Bra pytała o to ojca, który nie
miał pojęcia, o co chodzi. Pewnie nigdy nie wpadłby na pomysł przepytania córki
o szczegóły ich tajemnic, bo przecież żadnych nie mieli. A przynajmniej nie
uczestniczył w tym osobiście.
– To w co chciałabyś się teraz pobawić,
moja słodka córeczko?
Trunks nie mógł uwierzyć własnym
uszom.
Co
tu się odpierdala? – pomyślał, cofając głowę. – Może matka coś mu dosypała do obiadu?
– Wiem, co teraz! – Zza drzwi
dobiegł radosny głos Bry. – Zabawa lalkami… Mam też chłopców dla taty.
– Świetny pomysł!
– Cześć,
jestem Goku i mogę pójść z tobą na przyjęcie – powiedział ojciec, używając
lekko zachrypniętego głosu podczas naśladowania zabawkowego mężczyzny.
100 minut
wcześniej
Bulma weszła do salonu, kładąc
zapalniczkę na kredensie. W pokoju roboty właśnie myły szyby i przecierały
kurze. Szafki lśniły. Wszystko urządzono w jasnobrązowym kolorze. Na ścianach
wisiały oprawione w ramki zdjęcia Bry i Trunksa – z przedszkola, szkoły, znad
morza. W kominku płonął ogień, roznosząc na pokój delikatny zapach olejku
kokosowego. Vegeta siedział przy stole zastawionym szklankami, kredkami oraz
rysunkami Bry. Odpoczywał po obiedzie, a w tle leciała muzyka.
Bulma przez chwilę obserwowała wystające
poza kanapę włosy męża, po czym stanęła przed nim z rękami założonymi na
piersiach.
– Bra bardzo
chciałaby wspólnej zabawy.
Vegeta
prychnął, wypijając na raz połowę soku pomarańczowego. Odstawił szklankę na stół,
nie zwracając uwagi na to, że poplamił odrobinę jeden z rysunków córki.
– Nie mam czasu. – Posłał Bulmie poirytowane
spojrzenie.
– Przecież Trunks jest na urodzinach
Gotena, nie poćwiczycie razem.
– I co z tego?
Bulma westchnęła. Musiała zrobić
coś, co przekona Vegetę do zabawy z Brą. Nie wystarczą same zapewnienia czy też
przerabianie swojego głosu, aby dopasować brzmienie do tonacji męża.
Dziewczynka rosła i nie można oszukiwać jej wiecznie. Na szczęście była
nastawiona bardzo pozytywnie, nie odczuwała strachu i potrafiła przytulić się
do Vegety bez żadnego skrępowania. Ale kiedyś zacznie postrzegać pewne rzeczy
inaczej. Czy nadal będą mieć szansę na dobry kontakt?
– Proszę tylko, żebyś spędził z nią
pół godziny na zabawie pluszakami – oznajmiła Bulma, siadając na kanapie. – Czy
to tak wiele?
– Kilka sekund to za dużo.
– Jak ty lubisz działać mi na nerwy!
– Dopiero teraz to zauważyłaś?
Bulma opanowała chęć dalszego
wrzeszczenia, patrząc na bezczelnie uśmiechniętego męża. Postanowiła zmienić
taktykę. Przysunęła się bliżej. Oparła brodę o ramię wojownika, kładąc mu rękę
na klatce piersiowej. Czuła rytmiczne bicie jego serca pod palcami.
– Ta sprzeczka może mieć inny koniec
– wyszeptała mu do ucha. – Jeśli tylko wyrazisz… zgodę.
– Nie – warknął Vegeta, przybierając
beznamiętny wyraz twarzy. – Czemu ty wszystko sprowadzasz do Bry?
– Jesteś ojcem i…
– I co z tego? – wszedł jej w słowo,
wstając z kanapy. – Gadasz o tym w kółko, daj już spokój – rzucił zniecierpliwiony,
wychodząc z salonu.
Bulma nie miała więcej siły na te
słowne gierki. Nie dzisiaj, kiedy czekało ją sporo roboty w laboratorium.
– Typowe zagranie – mruknęła pod
nosem, słysząc trzask drzwi wejściowych.
Ucieka,
jakby pięciolatka napawała go skrajnym przerażeniem – pomyślała zirytowana.
Po chwili Bulma weszła do pokoju Bry,
a widząc jak dziewczynka siedzi na niebieskim dywaniku, nalewając wyimaginowaną
herbatę swoim lalkom, poczuła przyjemne ciepło na sercu. Złość minęła.
– Może pobawimy się w kawiarenkę? –
zaproponowała, kucając przy córce.
– A tatuś też przyjdzie?
– Tatuś… – zaczęła niepewnie Bulma,
nie wiedząc, jaką wymówkę powinna tym razem zastosować. – Teraz ma pracę i
późno skończy, ale kiedyś na pewno zrobi ci niespodziankę.
Zerknęła na wielkiego misia od
Vegety, który został nazwany Vego. Mimo że Bra dostała go trzy lata temu,
siedział teraz na honorowym – największym ze wszystkich – krzesełku, opierając
puszyste łapki o stolik, a przed nim leżały sztuczne owoce. Biały pysk wyrażał
zadowolenie, oczy świeciły bladoniebieskim światłem, odbitym od lampki z
kloszem.
– Aha – odpowiedziała smutno Bra.
– Skarbie, tata ciężko pracuje. Po
to, żebyś miała jedzenie, zabawki…
– To nie chcę zabawek! – oznajmiła stanowczo
dziewczynka, marszcząc czoło.
– Nawet hologramowych bajek, dużego
misia Vego, czy wszystkich lalek? – zapytała Bulma, przytulając córkę.
– Mamooo… No a kiedy tatuś się ze
mną pobawi…?
– Dzisiaj na pewno do ciebie wpadnie
– powiedziała pod wpływem impulsu Bulma, lecz nie mogła już tego zanegować,
widząc pełne nadziei oczy dziewczynki.
***
Bulma miała lekkie wyrzuty sumienia,
obiecując dziecku odwiedziny Vegety jeszcze dzisiaj. A jednak wiedziała, że
musi to zrobić. Choćby siłą – zaciągnie tego idiotę do pokoju córki. Gdyby był
naprawdę uparty, przed snem przyprowadziłaby Brę do niego. Ale teraz należało
popracować i zapomnieć na chwilę o domowych problemach.
Rozpoczęła od standardowego
przeglądania zamówień. Lubiła czasami opatentować nowy sprzęt czy zrobić coś na
zlecenie. Wtedy zazwyczaj pozostawały tylko liczby, wzory, struktury, znaki.
Żadnych uczuć czy też rozmyślań.
Mijały niewzruszone kwadranse, Bulma
pracowała. Gwałtowne otwarcie drzwi sprawiło, że podskoczyła, bezwiednie
naciskając na guzik trzymanego w ręku prototypu najnowszego wynalazku.
BŁYSK!
Stojący przed nią Vegeta został
trafiony złocistą wiązką z pilota. Gorące, duszące powietrze zawładnęło dwoma
ciałami. Nagle otoczyła ich wielka chmura dymu, a obraz przed oczami zniknął.
Upadli na posadzkę, dygocząc kilka sekund z zimna. Pierwsza wstała Bulma.
Spojrzała na Vegetę i otworzyła ze
zdumienia usta.
– Co… co jest?
– O nie… – zszokowana kobieta z
przerażeniem oglądała własne ręce, umięśniony tors i dresowe spodnie, jakie
miała na sobie. – Zamieniliśmy się ciałami.
– To przywróć nas z powrotem! –
Vegeta zrobił krok do przodu, wzdrygając nieznacznie po wypowiedzeniu zdania
damskim głosem.
– To nie będzie takie proste. – Bulma
czuła się bardzo nieswojo w ciele mężczyzny. – Nie skończyłam tego wynalazku,
nie wiem jak…
– Więc zrób coś! – krzyknął
piskliwie Vegeta. – Nie ścierpię tego dłużej.
– Musiałabym do tego przysiąść,
pokombinować. – Bulma uśmiechnęła się. Używanie głosu Saiyanina przypomniało
jej modulowanie nagrań, jakie tworzyła dla Bry. W głowie rozbłysnął szalony
pomysł. – Z twoim staniem tutaj niczego nie wymyślę. Jako wielki książę Saiyan,
rozkazuje ci zaczekać w kuchni – poleciła, próbując nadać głosowi groźne
brzmienie.
– Nigdzie nie idę. – Vegeta zacisnął
ręce w pięści. – Napraw to, już.
– Mówiłam, żebyś poczekał w kuchni.
Tutaj tylko byś mnie rozpraszał.
– A co z Trunksem?
– Poszedł na imprezę i do jutra nie
wróci – rzekła swobodnie Bulma, obmacując bezwstydnie swoje nowe ciało. Palcami
błądziła po umięśnionym torsie. – Wow, jakie to dziwne uczucie mieć taką fajną
klatę… I być bez cycków – dodała z mniejszym entuzjazmem.
– Bulma, jeśli zaraz nie zaczniesz
tego naprawiać, nie ręczę za siebie! – Vegeta chwycił ją za przegub dłoni.
– No dobrze już, dobrze. Pomyślałam
tylko, że można przetestować wyniki tego przypadkowego eksperymentu. – Bulma obserwowała
swoją sylwetkę z odpowiedniej perspektywy i zauważyła, że wygląda naprawdę
nieźle, jak na obecny wiek. Zabiegi odmładzające upiększały w magiczny sposób,
a przecież była to zasługa technicznego postępu.
– Niczego nie będziemy testować. –
Vegeta posłał jej groźne spojrzenie.
– Szkoda, ale kiedyś i tak
opatentuję ten wynalazek. – Bulma mrugnęła i posłała mężowi wesoły uśmiech,
który tylko jeszcze bardziej go rozzłościł. – A teraz idź wreszcie do kuchni,
żebym w spokoju skupiła myśli.
– Ile to potrwa?
Nie wiedziałam, że tak wyglądam,
kiedy pytam go, ile jeszcze ma zamiar trenować – przemknęło Bulmie przez
myśl. Na głos odpowiedziała:
– Ze trzy albo i cztery godziny, to
zależy.
– Od czego?
– Od spokojnych warunków pracy,
jakie mi zapewnisz – odrzekła z szerokim uśmiechem Bulma.
– Przyjdę tu za dwie godziny.
100 minut później
Vegeta odetchnął, gdy Trunks wyszedł
z domu. Dzieciak nie zorientował się, że to nie z matką rozmawiał i tak powinno
pozostać. Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś wiedział o tym poniżającym
incydencie.
Kiedy drzwiach od kuchni pojawiła
się Bulma, Vegeta wstał gwałtownie od stołu, zrzucając zeszyt z sudoku, które
rozwiązywał przez poprzednią godzinę.
– Talook naprawiony. – Bulma wyjęła
z kieszeni małe urządzenie. – Jak będziesz grzeczny…
Nie zdążyła dokończyć. Saiyanin
podszedł do niej i wyrwał pilota jednym szybkim ruchem, naciskając guzik.
Błysnęło niebieskie światło i po chwili dusze Briefsów powróciły do
właścicieli. Vegeta nadepnął na talook, niszcząc go z mściwą satysfakcją.
Nareszcie wolny! Z dala od tego ziemskiego, słabego ciała, krępującego każdy
ruch. Początkowo zamierzał wszcząć awanturę, jednak musiał przyznać, że Bulma
dość chętnie poszła naprawiać to ustrojstwo i nie wymyślała żadnej zabawnej
wycieczki z dziećmi czy czegoś równie idiotycznego.
– Tym razem ci daruję, bo mam ochotę
na trening. – Vegeta w jednej sekundzie znalazł się przy niej, przyciągnął
bliżej, zaczął namiętnie całować… I odleciał. Chciał zapomnieć o nieprzyjemnym
incydencie, a ukojenie mogła przynieść jedynie walka z synem, zmywająca resztki
upokorzenia po tak długim czasie spędzonym w słabym ciele.
Z przyjemnością powitał powrót
swojej mocy. Teraz mógł wyczuwać KI całej rodziny, czego w ciele Bulmy nie
potrafił.
***
Trunks kątem oka zauważył wchodzącego
do kapsuły ojca, więc przestał wykonywać pompki na palcu jednej ręki, zręcznie
wstając z podłogi. Nieznacznie skrzywił się i rzekł:
– Mogę zmienić już te spodnie?
Niewygodnie w nich.
– Wróg może przybyć w każdej chwili.
– Teraz chyba nie przyjdzie –
mruknął Trunks, ale nie poszedł w kierunku drzwi.
Mógł po prostu to zrobić zamiast
pytać. Poczuł złość. Zawsze myślał, że ojciec to przypadek człowieka z trudem
okazującego emocje. A jednak, tamta podsłuchana rozmowa z Brą rozwiała wszelkie
wątpliwości. Siostra musiała posiadać jakiś szczególny dar, skoro wydobyła taką
czułość na światło dzienne. Wzdrygnął się z niesmakiem na wspomnienie
przesłodzonych słów i zabawy lalkami.
Nie zazdrościł Brze tej miłości,
której sam nie doświadczył. Czuł tylko obrzydzenie i zirytowanie, że miał ojca
za dumnego mężczyznę, a prawda okazała się zupełnie inna.
To
po prostu żałosne – pomyślał, zaczynając ponownie robić pompki na jednej
ręce. Pot strumieniami ściekał z czoła, a jeansy nieznośnie uciskały całe
ciało.
Trunks miał tego dość. Matki, która
wciąż go umoralniała, siostry wiecznie o coś pytającej i zaglądającej mu do
pokoju, a przede wszystkim – ojca, hipokryty, co sprzedawał honor wchodząc do
pokoju dziewczynki.
Trunks przerwał trening. Otarł ręką krople potu, odlepił przyklejoną do
ciała koszulkę i postanowił zmienić spodnie.
Nie zdążył jednak wykonać żadnego
ruchu, bo oberwał w ramię pociskiem KI. Syknął z bólu, a dwa kopniaki w brzuch
posłały go na ziemię.
– Wstawaj.
Ojciec patrzył na niego z góry,
butem prawej stopy dotykając skroni pozlepianej kosmykami włosów. Trunks leżał
bokiem, jedną ręką trzymając zranione miejsce. Ból i wściekłość zawrzały we krwi.
Wiedział, że musi być szybki, bo inaczej oberwie w głowę. Ale wiedział też, że
ojciec jest szybszy. Musiał użyć podstępu. Zakpił:
– Czemu już nie jesteś tak miły, tato?
Podziałało. Został złapany za przód
koszulki, podniesiony.
– O czym ty gadasz?
Trunks posłał ognistą kulę prosto w
twarz ojca. Trzymająca go ręka puściła. Rozpoczął natarcie. Uaktywnił pierwszy
poziom, wypuszczając pociski. Ojciec upadł na kolana, obrywając solidnie w
brzuch, w twarz, klatkę piersiową. Trunks natarł z całą swoją wściekłością.
Chwilowa przewaga przestała mieć znaczenie, kiedy ojciec również włączył złotą
aurę, odparowując większość uderzeń.
– Zapytałem cię o coś, gówniarzu!
– Mówiłeś, że nie będziesz używał trzeciego…
– Milcz. – Vegeta podkreślił swoje
słowa solidnym uderzeniem w twarz. Krew trysnęła z rozciętych warg chłopaka.
– Nie umiesz… pokonać… na drugim…? –
wybełkotał Trunks, trzymając jedną ręką poranioną twarz. Wypluł trochę krwi na
podłogę. Ledwo widział. Został silnie szarpnięty za ręce. Nadgarstki miał
unieruchomione w stalowym uścisku. Poczuł ciepło docierające z niebieskiej kuli
formowanej w dłoni ojca. Słyszał pełen gniewu, ostry głos.
– Dobrze ci radzę – nie ignoruj
mnie.
– Puść mnie… słyszysz… puszczaj…!
– Najpierw odpowiedz.
Gorąca aura pocisku muskała mu
twarz, wiedział, że przegrał, ale tym razem wściekłość nie pozwalała na
wyciszenie i zakończenie walki, jak robił to do tej pory. Spróbował machnąć
nogami, oberwał kopniakiem w brzuch. Ręka ojca mocniej zacisnęła się na jego nadgarstkach.
– Dobra! Uch… Tato, zaraz mi krew…
przestanie dopływać do palców…
Uścisk został poluzowany.
– Po prostu cię widziałem, no –
wymamrotał chłopak.
– Gdzie mnie widziałeś, co?
– Ta rodzina jest nienormalna… Auć!
– Odpowiadaj, Trunks!
– No u Bry, a gdzie?!
Upadł na podłogę w jednej chwili,
nie spodziewając się, że ojciec tak szybko go puści. Przez całą rozmowę krew
spływała mu na oczy, które pozostawały zamknięte. Przetarł powieki wierzchem
dłoni. Nie przyniosło to zamierzonego efektu, więc zdjął koszulkę, przykładając
do twarzy. Ciepła, lepka substancja wypełniała sam środek ubrania.
– Zabiję… jak ona… jak śmiała… –
szeptał ojciec. Stał bez ruchu, zaciskając pięści. Nagle spojrzał na Trunksa i
dodał lodowatym tonem: – Twoja matka
pożałuje, że to zrobiła.
__________________________________________________________
1. Rozdział
został dodany na bloga (www.vegeta-i-bulma2.blog.onet.pl) 17 czerwca 2015 roku,
jednak z powodu usunięcia bloga przez onet, musiałam dodać ponownie na tej
stronie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz