sobota, 4 kwietnia 2020

1. Prawda


Rozdział, w którym dzieją się pokręcone rzeczy...
_________
 
 
            Trunks wrócił do domu z urodzin Gotena. Początkowo planował, że u niego zanocuje, ale zmienił zdanie. Impreza była nudna i wyszedł wcześniej. Już od dłuższego czasu jego relacje z Gotenem słabły, widywali się rzadko, jednak Son i tak zapraszał co roku na urodziny.
            – Cześć – rzucił swobodnie Trunks. Matka siedziała w kuchni przy stole. Drzwi były otwarte. Rzadko je zamykali, zwłaszcza biorąc pod uwagę ogrzewane panele i ocieplane ściany.
            – Co tu robisz? – zapytała chłodno Bulma, odwracając głowę w jego stronę.
            – No… eee... – wydukał Trunks, zaskoczony tym pytaniem. Co niby miał robić we własnym domu?
            – Lepiej idź trenować!
            Trunks uniósł w górę lewą brew.
            – Co tata zrobił tym razem? – zapytał swoim zwyczajnym tonem, wzdychając w duchu. Rodzice pewnie znowu się pokłócili.
            – Od kiedy to… – zaczęła matka, milknąc nagle. – Idź już do kapsuły i nie zadawaj głupich pytań.
            Piętnastolatek wzruszył ramionami. Wolałby znać przyczynę parszywego nastroju matki, aby wiedzieć, jak ma postępować z ojcem podczas treningu. Jednak postanowił dać sobie spokój, widząc taki upór. Wyszedł na korytarz i zacząć wchodzić po schodach.
            – Trunks! – krzyknęła wściekle matka, wybiegając z kuchni.
            – Co? – rzucił chłopak przez ramię, czekając na teksty w stylu: „Skoro Vegeta tak uwielbia walczyć, to niech gnije w tej kapsule, ty nie musisz!” albo „Pogadajmy, opowiem ci, co ten idiota wymyślił!”.
            – Miałeś iść trenować!
            Trunks rozszerzył oczy ze zdumienia. Czyżby matka zwariowała? O co jej znowu chodziło z tym treningiem? Zawsze narzekała, że spędza tam tak wiele czasu. A może nie chciała, żeby poszedł na górę, może...
            – Muszę ubrać strój do ćwiczeń… – wyjaśnił powoli, chociaż teraz wyraźnie wyczuwał już KI ojca w pokoju siostry.
            – Nie obchodzi mnie to, masz czekać w kapsule.
            – No dobra, dobra… – mruknął chłopak, postanawiając jak najprędzej uciec z pola rażenia. Jeszcze gotowa dać mu szlaban lub zacząć zakazywać treningu. W takim stanie mogła zmienić decyzję w kilka sekund. Ta kłótnia zdecydowanie musiała odbić się na jej psychice. Wyminął rozjuszoną matkę, opuszczając dom. Wciąż wyczuwał energię ojca obok siostry.
            Trunks podjął decyzję w ułamku sekundy. Wzleciał, opadając delikatnie na własny balkon. Wyciszył maksymalnie swoje KI, wszedł do środka i skierował kroki na korytarz.
            Jestem jak szpieg – przemknęło mu przez myśl, kiedy cicho zmierzał w stronę pokoju siostry. Przełknął ślinę, oczami wyobraźni widząc zirytowanego ojca, gdyby tylko odkrył jego obecność tutaj. A jednak zwyciężyła ciekawość. Lekko uchylone drzwi pozwoliły na podsłuchiwanie. Usłyszał resztę wypowiedzi Bry.
            – … bawić w coś innego?
            – Jasne, jeśli tylko chcesz – padła pogodna odpowiedź.
            Ojciec potrafił gadać tak miłym tonem? Zdecydowanie matka musiała wymusić to szantażem.
            – Tak! Tak! – Bra zaczęła podskakiwać z radości, bo podłoga delikatnie zadrżała.
            – Najpierw jednak muszę zdradzić ci pewną tajemnicę.
            Trunks ostrożnie zajrzał do pokoju i zobaczył, że ojciec bierze Brę na ręce.
            – Jaką?
            – Jesteś najwspanialszą, najpiękniejszą córeczką na świecie, którą bardzo kocham – wyznał bez skrępowania ojciec. Gdyby nie emanująca od niego energia KI, Trunks uznałby, że to robot stworzony przez Bulmę.
            – Dziękuję, tatusiu! – pisnęła ucieszona Bra, obejmując go za szyję. Nie wyglądała na specjalnie zaskoczoną. – To zupełnie jak w tych nagraniach na dobranoc!
            – Tak – przyznał ojciec. – Ale to nadal nasz komputerowy sekret, dobrze?
            – Pewnie – odparła dziewczynka z szerokim uśmiechem.
            Trunks wiedział, o jakie nagrania chodzi. Kiedyś matka pokazała mu na swojej komórce zdjęcia ojca z podłożonym głosem o identycznej barwie. Mówił tam bardzo miłe rzeczy, kładąc nacisk na utrzymanie tego w sekrecie. Oczywiście czasami Bra pytała o to ojca, który nie miał pojęcia, o co chodzi. Pewnie nigdy nie wpadłby na pomysł przepytania córki o szczegóły ich tajemnic, bo przecież żadnych nie mieli. A przynajmniej nie uczestniczył w tym osobiście.
            – To w co chciałabyś się teraz pobawić, moja słodka córeczko?
            Trunks nie mógł uwierzyć własnym uszom.
            Co tu się odpierdala? – pomyślał, cofając głowę. – Może matka coś mu dosypała do obiadu?
            – Wiem, co teraz! – Zza drzwi dobiegł radosny głos Bry. – Zabawa lalkami… Mam też chłopców dla taty.
            – Świetny pomysł!
Cześć, jestem Goku i mogę pójść z tobą na przyjęcie – powiedział ojciec, używając lekko zachrypniętego głosu podczas naśladowania zabawkowego mężczyzny.
            O kurwa – pomyślał Trunks, czując, jak wzbierają w nim mdłości. 


100 minut wcześniej

            Bulma weszła do salonu, kładąc zapalniczkę na kredensie. W pokoju roboty właśnie myły szyby i przecierały kurze. Szafki lśniły. Wszystko urządzono w jasnobrązowym kolorze. Na ścianach wisiały oprawione w ramki zdjęcia Bry i Trunksa – z przedszkola, szkoły, znad morza. W kominku płonął ogień, roznosząc na pokój delikatny zapach olejku kokosowego. Vegeta siedział przy stole zastawionym szklankami, kredkami oraz rysunkami Bry. Odpoczywał po obiedzie, a w tle leciała muzyka.
            Bulma przez chwilę obserwowała wystające poza kanapę włosy męża, po czym stanęła przed nim z rękami założonymi na piersiach.
– Bra bardzo chciałaby wspólnej zabawy.
Vegeta prychnął, wypijając na raz połowę soku pomarańczowego. Odstawił szklankę na stół, nie zwracając uwagi na to, że poplamił odrobinę jeden z rysunków córki.
            – Nie mam czasu. – Posłał Bulmie poirytowane spojrzenie.
            – Przecież Trunks jest na urodzinach Gotena, nie poćwiczycie razem.
            – I co z tego?  
            Bulma westchnęła. Musiała zrobić coś, co przekona Vegetę do zabawy z Brą. Nie wystarczą same zapewnienia czy też przerabianie swojego głosu, aby dopasować brzmienie do tonacji męża. Dziewczynka rosła i nie można oszukiwać jej wiecznie. Na szczęście była nastawiona bardzo pozytywnie, nie odczuwała strachu i potrafiła przytulić się do Vegety bez żadnego skrępowania. Ale kiedyś zacznie postrzegać pewne rzeczy inaczej. Czy nadal będą mieć szansę na dobry kontakt?
            – Proszę tylko, żebyś spędził z nią pół godziny na zabawie pluszakami – oznajmiła Bulma, siadając na kanapie. – Czy to tak wiele?
            – Kilka sekund to za dużo.
            – Jak ty lubisz działać mi na nerwy!
            – Dopiero teraz to zauważyłaś?
            Bulma opanowała chęć dalszego wrzeszczenia, patrząc na bezczelnie uśmiechniętego męża. Postanowiła zmienić taktykę. Przysunęła się bliżej. Oparła brodę o ramię wojownika, kładąc mu rękę na klatce piersiowej. Czuła rytmiczne bicie jego serca pod palcami.
            – Ta sprzeczka może mieć inny koniec – wyszeptała mu do ucha. – Jeśli tylko wyrazisz… zgodę.
            – Nie – warknął Vegeta, przybierając beznamiętny wyraz twarzy. – Czemu ty wszystko sprowadzasz do Bry?
            – Jesteś ojcem i…
            – I co z tego? – wszedł jej w słowo, wstając z kanapy. – Gadasz o tym w kółko, daj już spokój – rzucił zniecierpliwiony, wychodząc z salonu.
            Bulma nie miała więcej siły na te słowne gierki. Nie dzisiaj, kiedy czekało ją sporo roboty w laboratorium.
            – Typowe zagranie – mruknęła pod nosem, słysząc trzask drzwi wejściowych.
             Ucieka, jakby pięciolatka napawała go skrajnym przerażeniem – pomyślała zirytowana.
            Po chwili Bulma weszła do pokoju Bry, a widząc jak dziewczynka siedzi na niebieskim dywaniku, nalewając wyimaginowaną herbatę swoim lalkom, poczuła przyjemne ciepło na sercu. Złość minęła.
            – Może pobawimy się w kawiarenkę? – zaproponowała, kucając przy córce.
            – A tatuś też przyjdzie?
            – Tatuś… – zaczęła niepewnie Bulma, nie wiedząc, jaką wymówkę powinna tym razem zastosować. – Teraz ma pracę i późno skończy, ale kiedyś na pewno zrobi ci niespodziankę.
            Zerknęła na wielkiego misia od Vegety, który został nazwany Vego. Mimo że Bra dostała go trzy lata temu, siedział teraz na honorowym – największym ze wszystkich – krzesełku, opierając puszyste łapki o stolik, a przed nim leżały sztuczne owoce. Biały pysk wyrażał zadowolenie, oczy świeciły bladoniebieskim światłem, odbitym od lampki z kloszem.
            – Aha – odpowiedziała smutno Bra.
            – Skarbie, tata ciężko pracuje. Po to, żebyś miała jedzenie, zabawki…
            – To nie chcę zabawek! – oznajmiła stanowczo dziewczynka, marszcząc czoło.
            – Nawet hologramowych bajek, dużego misia Vego, czy wszystkich lalek? – zapytała Bulma, przytulając córkę.
            – Mamooo… No a kiedy tatuś się ze mną pobawi…?
            – Dzisiaj na pewno do ciebie wpadnie – powiedziała pod wpływem impulsu Bulma, lecz nie mogła już tego zanegować, widząc pełne nadziei oczy dziewczynki.

 ***

            Bulma miała lekkie wyrzuty sumienia, obiecując dziecku odwiedziny Vegety jeszcze dzisiaj. A jednak wiedziała, że musi to zrobić. Choćby siłą – zaciągnie tego idiotę do pokoju córki. Gdyby był naprawdę uparty, przed snem przyprowadziłaby Brę do niego. Ale teraz należało popracować i zapomnieć na chwilę o domowych problemach.
            Rozpoczęła od standardowego przeglądania zamówień. Lubiła czasami opatentować nowy sprzęt czy zrobić coś na zlecenie. Wtedy zazwyczaj pozostawały tylko liczby, wzory, struktury, znaki. Żadnych uczuć czy też rozmyślań.
            Mijały niewzruszone kwadranse, Bulma pracowała. Gwałtowne otwarcie drzwi sprawiło, że podskoczyła, bezwiednie naciskając na guzik trzymanego w ręku prototypu najnowszego wynalazku.
            BŁYSK!
            Stojący przed nią Vegeta został trafiony złocistą wiązką z pilota. Gorące, duszące powietrze zawładnęło dwoma ciałami. Nagle otoczyła ich wielka chmura dymu, a obraz przed oczami zniknął. Upadli na posadzkę, dygocząc kilka sekund z zimna. Pierwsza wstała Bulma. Spojrzała na Vegetę i otworzyła ze zdumienia usta.
            – Co… co jest?
            – O nie… – zszokowana kobieta z przerażeniem oglądała własne ręce, umięśniony tors i dresowe spodnie, jakie miała na sobie. – Zamieniliśmy się ciałami.
            – To przywróć nas z powrotem! – Vegeta zrobił krok do przodu, wzdrygając nieznacznie po wypowiedzeniu zdania damskim głosem.
            – To nie będzie takie proste. – Bulma czuła się bardzo nieswojo w ciele mężczyzny. – Nie skończyłam tego wynalazku, nie wiem jak…
            – Więc zrób coś! – krzyknął piskliwie Vegeta. – Nie ścierpię tego dłużej.
            – Musiałabym do tego przysiąść, pokombinować. – Bulma uśmiechnęła się. Używanie głosu Saiyanina przypomniało jej modulowanie nagrań, jakie tworzyła dla Bry. W głowie rozbłysnął szalony pomysł. – Z twoim staniem tutaj niczego nie wymyślę. Jako wielki książę Saiyan, rozkazuje ci zaczekać w kuchni – poleciła, próbując nadać głosowi groźne brzmienie.
            – Nigdzie nie idę. – Vegeta zacisnął ręce w pięści. – Napraw to, już.
            – Mówiłam, żebyś poczekał w kuchni. Tutaj tylko byś mnie rozpraszał.
            – A co z Trunksem?
            – Poszedł na imprezę i do jutra nie wróci – rzekła swobodnie Bulma, obmacując bezwstydnie swoje nowe ciało. Palcami błądziła po umięśnionym torsie. – Wow, jakie to dziwne uczucie mieć taką fajną klatę… I być bez cycków – dodała z mniejszym entuzjazmem.
            – Bulma, jeśli zaraz nie zaczniesz tego naprawiać, nie ręczę za siebie! – Vegeta chwycił ją za przegub dłoni.
            – No dobrze już, dobrze. Pomyślałam tylko, że można przetestować wyniki tego przypadkowego eksperymentu. – Bulma obserwowała swoją sylwetkę z odpowiedniej perspektywy i zauważyła, że wygląda naprawdę nieźle, jak na obecny wiek. Zabiegi odmładzające upiększały w magiczny sposób, a przecież była to zasługa technicznego postępu.
            – Niczego nie będziemy testować. – Vegeta posłał jej groźne spojrzenie.
            – Szkoda, ale kiedyś i tak opatentuję ten wynalazek. – Bulma mrugnęła i posłała mężowi wesoły uśmiech, który tylko jeszcze bardziej go rozzłościł. – A teraz idź wreszcie do kuchni, żebym w spokoju skupiła myśli. 
            – Ile to potrwa?
            Nie wiedziałam, że tak wyglądam, kiedy pytam go, ile jeszcze ma zamiar trenować – przemknęło Bulmie przez myśl. Na głos odpowiedziała:
            – Ze trzy albo i cztery godziny, to zależy.
            – Od czego?
            – Od spokojnych warunków pracy, jakie mi zapewnisz – odrzekła z szerokim uśmiechem Bulma.
            – Przyjdę tu za dwie godziny.

100 minut później

            Vegeta odetchnął, gdy Trunks wyszedł z domu. Dzieciak nie zorientował się, że to nie z matką rozmawiał i tak powinno pozostać. Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś wiedział o tym poniżającym incydencie.
            Kiedy drzwiach od kuchni pojawiła się Bulma, Vegeta wstał gwałtownie od stołu, zrzucając zeszyt z sudoku, które rozwiązywał przez poprzednią godzinę.  
            – Talook naprawiony. – Bulma wyjęła z kieszeni małe urządzenie. – Jak będziesz grzeczny…
            Nie zdążyła dokończyć. Saiyanin podszedł do niej i wyrwał pilota jednym szybkim ruchem, naciskając guzik. Błysnęło niebieskie światło i po chwili dusze Briefsów powróciły do właścicieli. Vegeta nadepnął na talook, niszcząc go z mściwą satysfakcją. Nareszcie wolny! Z dala od tego ziemskiego, słabego ciała, krępującego każdy ruch. Początkowo zamierzał wszcząć awanturę, jednak musiał przyznać, że Bulma dość chętnie poszła naprawiać to ustrojstwo i nie wymyślała żadnej zabawnej wycieczki z dziećmi czy czegoś równie idiotycznego.
            – Tym razem ci daruję, bo mam ochotę na trening. – Vegeta w jednej sekundzie znalazł się przy niej, przyciągnął bliżej, zaczął namiętnie całować… I odleciał. Chciał zapomnieć o nieprzyjemnym incydencie, a ukojenie mogła przynieść jedynie walka z synem, zmywająca resztki upokorzenia po tak długim czasie spędzonym w słabym ciele.
            Z przyjemnością powitał powrót swojej mocy. Teraz mógł wyczuwać KI całej rodziny, czego w ciele Bulmy nie potrafił.

***
           
            Trunks kątem oka zauważył wchodzącego do kapsuły ojca, więc przestał wykonywać pompki na palcu jednej ręki, zręcznie wstając z podłogi. Nieznacznie skrzywił się i rzekł:
            – Mogę zmienić już te spodnie? Niewygodnie w nich.
            – Wróg może przybyć w każdej chwili.
            – Teraz chyba nie przyjdzie – mruknął Trunks, ale nie poszedł w kierunku drzwi.
            Mógł po prostu to zrobić zamiast pytać. Poczuł złość. Zawsze myślał, że ojciec to przypadek człowieka z trudem okazującego emocje. A jednak, tamta podsłuchana rozmowa z Brą rozwiała wszelkie wątpliwości. Siostra musiała posiadać jakiś szczególny dar, skoro wydobyła taką czułość na światło dzienne. Wzdrygnął się z niesmakiem na wspomnienie przesłodzonych słów i zabawy lalkami.
            Nie zazdrościł Brze tej miłości, której sam nie doświadczył. Czuł tylko obrzydzenie i zirytowanie, że miał ojca za dumnego mężczyznę, a prawda okazała się zupełnie inna.
            To po prostu żałosne – pomyślał, zaczynając ponownie robić pompki na jednej ręce. Pot strumieniami ściekał z czoła, a jeansy nieznośnie uciskały całe ciało.
            Trunks miał tego dość. Matki, która wciąż go umoralniała, siostry wiecznie o coś pytającej i zaglądającej mu do pokoju, a przede wszystkim – ojca, hipokryty, co sprzedawał honor wchodząc do pokoju dziewczynki.    
            Trunks przerwał trening. Otarł ręką krople potu, odlepił przyklejoną do ciała koszulkę i postanowił zmienić spodnie.
            Nie zdążył jednak wykonać żadnego ruchu, bo oberwał w ramię pociskiem KI. Syknął z bólu, a dwa kopniaki w brzuch posłały go na ziemię.
            – Wstawaj.
            Ojciec patrzył na niego z góry, butem prawej stopy dotykając skroni pozlepianej kosmykami włosów. Trunks leżał bokiem, jedną ręką trzymając zranione miejsce. Ból i wściekłość zawrzały we krwi. Wiedział, że musi być szybki, bo inaczej oberwie w głowę. Ale wiedział też, że ojciec jest szybszy. Musiał użyć podstępu. Zakpił:
            – Czemu już nie jesteś tak miły, tato?
            Podziałało. Został złapany za przód koszulki, podniesiony.
            – O czym ty gadasz?
            Trunks posłał ognistą kulę prosto w twarz ojca. Trzymająca go ręka puściła. Rozpoczął natarcie. Uaktywnił pierwszy poziom, wypuszczając pociski. Ojciec upadł na kolana, obrywając solidnie w brzuch, w twarz, klatkę piersiową. Trunks natarł z całą swoją wściekłością. Chwilowa przewaga przestała mieć znaczenie, kiedy ojciec również włączył złotą aurę, odparowując większość uderzeń.
            – Zapytałem cię o coś, gówniarzu!
            – Mówiłeś, że nie będziesz używał trzeciego…
            – Milcz. – Vegeta podkreślił swoje słowa solidnym uderzeniem w twarz. Krew trysnęła z rozciętych warg chłopaka.
            – Nie umiesz… pokonać… na drugim…? – wybełkotał Trunks, trzymając jedną ręką poranioną twarz. Wypluł trochę krwi na podłogę. Ledwo widział. Został silnie szarpnięty za ręce. Nadgarstki miał unieruchomione w stalowym uścisku. Poczuł ciepło docierające z niebieskiej kuli formowanej w dłoni ojca. Słyszał pełen gniewu, ostry głos.
             – Dobrze ci radzę – nie ignoruj mnie.
            – Puść mnie… słyszysz… puszczaj…!
            – Najpierw odpowiedz.
            Gorąca aura pocisku muskała mu twarz, wiedział, że przegrał, ale tym razem wściekłość nie pozwalała na wyciszenie i zakończenie walki, jak robił to do tej pory. Spróbował machnąć nogami, oberwał kopniakiem w brzuch. Ręka ojca mocniej zacisnęła się na jego nadgarstkach.
            – Dobra! Uch… Tato, zaraz mi krew… przestanie dopływać do palców…
            Uścisk został poluzowany. 
            – Po prostu cię widziałem, no – wymamrotał chłopak.
            – Gdzie mnie widziałeś, co?
            – Ta rodzina jest nienormalna… Auć!
            – Odpowiadaj, Trunks!
            – No u Bry, a gdzie?!
            Upadł na podłogę w jednej chwili, nie spodziewając się, że ojciec tak szybko go puści. Przez całą rozmowę krew spływała mu na oczy, które pozostawały zamknięte. Przetarł powieki wierzchem dłoni. Nie przyniosło to zamierzonego efektu, więc zdjął koszulkę, przykładając do twarzy. Ciepła, lepka substancja wypełniała sam środek ubrania.
            – Zabiję… jak ona… jak śmiała… – szeptał ojciec. Stał bez ruchu, zaciskając pięści. Nagle spojrzał na Trunksa i dodał lodowatym tonem:  – Twoja matka pożałuje, że to zrobiła.
             
__________________________________________________________
1. Rozdział został dodany na bloga (www.vegeta-i-bulma2.blog.onet.pl) 17 czerwca 2015 roku, jednak z powodu usunięcia bloga przez onet, musiałam dodać ponownie na tej stronie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz